niedziela, 22 grudnia 2013

KSW 25. Podsumowanie.

Na początku grudnia odbyła się kolejna gala KSW, była to już 25 gala. Tym razem miastem gospodarzem imprezy był Wrocław. Miałem przyjemność bycia na tej gali i udało się nabyć naprawdę dobre bilety biorąc pod uwagę ich cenę. Wraz z grupą znajomych siedziałem na pierwszych rzędach skosu, tuż zaraz za miejscami na płycie bowiem z doświadczenia wiem, iż na płycie jedynym plusem jest potencjalna bliskość zawodników i ciekawych gości, natomiast sama widoczność  jest średnia. Wnętrzem hali stulecia byłem nieco rozczarowany – widać było jej swego rodzaju dawną myśl architektoniczną, nie mniej jednak organizatorzy podczas oficjalnego rozpoczęcia gali, wycisnęli z niej totalne maksimum. Oprawę muzyczną uważam za jedną z lepszych a w pamięć zapadło mi najbardziej przedstawienie Virgila Zwickera, którego indiańskie pochodzenie i podrygiwanie niczym w transie obrzędów tej kultury, doskonale wkomponowało się w rytm muzyki otwarcia. Na gali pojawiły się walki tzw. undercard’u i należy uznać je za udane, w moim odczuciu zwłaszcza pojedynek Roberta Radomskiego i  Rafała Błachuty, a dokładniej poddanie rozstrzygające walkę – na KSW nigdy takiego nie widziałem. Nie chcąc opisywać wszystkich starć, przejdę do walki Kamila Walusia i Oli Thompsona, po której nieco straciłem wiarę w Polaka, bo mimo chęci, nieporadność jaką wykazał w parterze, była porażająca. Osobiście szkoda mi było Krzysztofa Kułaka, widać było, że porażka bardzo go załamała. Walką wieczoru, był rewanż Mameda z Sakuraiem, który jak dla mnie nie powinien się odbyć chyba, że dużo dużo wcześniej, bowiem zestawianie zawodnika z top10 z innym z top300 nie ma sensu. Skończył się tak jak było do przewidzenia. Nie porządku było jednak lansowanie tego starcia jak niezwykle oczekiwane przez kibiców… o jakich kibicach tu mowa? Nie mam pojęcia. Na koniec dodam, że niewątpliwie fanym aspektem tej gali, było poznanie Łukasz Jurkowskiego i Andrzeja Janisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz